Wiersze
Chciałbym, abyście przeczytali moje wiersze. Chcę, abyście pomyśleli o sobie jak o poetach, jakby szukających spotkania z czymś mitycznym, z czymś, co nazywalibyście swoją gwiazdą poezji i w jej sposób szukali geniuszu.
Wybrałem te, które zapamiętuje i obdarzam obietnicą wstążki, aby nadać swojej świątyni tego, co mityczne, zarazem za każdym razem czyniąc gwiazdę - pełnię świątyni poezji, jaką jest to, co wybieram - czyli jej mityczna gwiazda.
Mam nadzieję, że każdy z Was będzie mógł tym mitycznym piórem napisać swój wiersz . Założyć szaty poety odpowiadające mitycznym czasom, czyli wielokrotnie oświeconej rzeczywistości.
Dla Was Świątynia poezji i jej gwiazda, którą należy wybrać - mityczna gwiazda geniuszu.
Świątynia poezji i pisanie wierszy dla gwiazdy geniuszu.
Z tomu Wiersze
Noc
Z otchłani wywabiona czarna poświata nocy
okryła zmroku obłoki i złote wstęgi księżyca
karocy bladej jak północny ogień gwiazd.
Magma marmurem tonie na niebie.
Gasną przestworza jak ciemna woda.
W powietrzu zatopione brunatne promienie.
Skała rozmyta potokiem usypia.
Łańcuch kirowych girlandów
zasnuł obumarłe, wieczne mgnienie.
Nie otworzyła oczu cieniem okryta Safona.
Zastępy czasu mijały, nim z głębi oceanu
mroku rozwieje fala i dotknie oblicza obłoku.
Pustkowie ciemnych gwiazd konstelacje
odbiciem na tafli wody, wzburzonej piany
srebrnego księżyca, gdzie zamknięte oczy
w oddali samotnej nocy czekały na blask.
Milczenie strasznego czasu,
otchłani wyjrzenie pragnące.
Ciemny ptak zapomnienia -
blade krzyknięcie poniosło ciepły świt
świetlistą smugą na dno oceanu,
budząc promień jasny i pełen natchnienia.
Do czarnego nieba poszybował szept,
aby obudzić wzrok Safony.
Niewysłowione uczucie zajęło serce,
jakby cały świat miał być jedynie tchnieniem
pośród szczegółów zmierzchu.
Niczym tumany puszysty, popielaty szlak rozpuszczony
przesłonił światło prawdziwe okrutne i codzienne.
Pragnienie odejścia do piękna.
I końca, który widać.
Niebo splotło przecięte obłoki,
pasma czerni jak kurz nocy,
księżyc wyjrzał okrągle
i odbicie ujrzała w nim Safona.
Pod pokrywą mroku zasnuty promień
i dusza ocalona, nieśmiertelna przez chwilę
myślą na całe istnienie otchłani.
Nieżywym sercem, spojrzeniem z oddali.
Z ust płomień wydarła Safona
skrzydłem na ciemnych przestworzach.
Dłonią natchnęła słowa, by piękna zmysł
i smutku droga odsłoniły strunę gwiazd.
***
Przejrzyste strumienie wiatru.
Pęknięte ostrze błękitu.
Spieniony poświst,
kłęby, morskie obłoki
rozlane szarą taflą,
zmierzwiony kontur grafitu.
Poszarpane brzegi
roziskrzone jak promieni
gradobicie, głuchy szum
przestrzeni, uderzenia zwałów
wody falowania
masywu głębiny.
Rozdrapany brzeg morza,
poharatane krople,
przeźrocza blask i matowienie.
Rozkołysany dzwon
metalicznych pereł
podwodne tchnienie.
Rozłożysta fala.
Podmuchem skały
serpentyny wir
i odpryski
rozbite girlandy bieli.
Na brzegu zastyga pożar
słonych płomieni.
***
Buduar, welur kotary
usnuty pożarem księżyca,
cieniem zajęta poświata.
Bezruchem wstrzymany horyzont,
głębia mrokiem rozmyta.
Tłusta, poczerniała chwila.
Wieczność opada w czarne welony otchłani.
Minął brzask przekwitłą smugą nocy.
Oddech marazmu na zimnych skałach.
Gęste płomienie, kiru gasnące kłęby.
Zatacza skrzydła nad lśnieniem
wstęga smoły i pełen kielich czerni.
Noc przesłania moment,
wzburzone morze księżyca samotnością,
zastyga ciemny widok w moim sercu.
Zimnym powietrzem opadają gwiazdy
wprost do wnętrza, pusta ścieżka
owiana szalikiem liści.
Drzewa bryłami cienia
i wiatr marznie w przestworzach.
Ławka smutku i oddale piękna.
Późna mgła rozmyła nasze spojrzenia.
Nie dzieje się nic i nic się nie zmienia.
Ciszę rozrywa szum lekki
jak listu otwarte kartki.
Słowa żalu i nocny rozpad,
niespełnione marzenia wrzucę do butelki.
Po czasie odnajdę w innym miejscu,
sprzyjać będą okoliczności,
odmienny los stanie się moim przez przypadek.
Pojawi się blask,
trwać będę w milczeniu oczekiwanej chwili.
Teraz każdy brak przysłania nadzieję.
A butelka jeszcze płynie,
do innego portu ja również przybiję.
Świt pojaśnieje na horyzoncie,
pasmo błękitu rozpłynie się po okolicy,
spojrzę w dal i ujrzę wspomnienie.
Poczuję dłoń na ramieniu,
utęskniony promień rozbije na skałach
kwiecistą falę, słowa, pohukiwania.
***
Oddech gwiazd, gotycki marmur w przestworzach.
Księżyc rozbity na skałach, pusta otchłań chłodu.
Marazm na witrażach, ocean cienia
rozwiany kryształem dymiących obłoków.
Bezwiedne, zastygłe powietrze gasnące
jak senny łańcuch opada w przepaść nocy.
Księżyc, płomień grafitu, pokrywa błyszczącej ciemności.
Głuchy, przedłużony pomruk jak tarcza głazu
i podniebne, mgliste girlandy mroku.
Jak przewrócone drzewo pioruna grotem
moje serce zanurzone w nocy.
Oschłym pędem umiera gałązka krucha,
gasną kule róży. W Tobie płynie miłość
jak świeży potok zanurzony w skale,
jasne płatki wiosny, wiatr blady
laurowym bluszczem na ruinach katedry,
gdzie sto lat temu światło przelało się mrokiem.
Zdarzenie miłosnej rozpaczy na zawsze
pochłonęło dwa istnienia.
***
Stary las przeszywający wyblakłym chłodem,
podniosła ciemność głuszy,
wiatru koszmarny pocałunek i kwiaty strachu.
Szerokie konary poszarpane aksamitem róży
i gwiazdy ujęte w ponure ramy morza.
Łuna bladym podmuchem na ciemnym lazurze przestworzy,
wygasa rozpuszczony płomień pod przykryciem nocy.
Ciężka mgła przysłoniła srebro księżyca
przejaśniony szron odbity na tarczy, zmrok białego złota.
Lunarny pył, spiętrzone wstęgi przeźrocza.
Nieuchwytne piękno gwiazd, dystansu błyszczące tchnienie.
Brunatna pokrywa nieba jak spokojny,
samotny brzeg zdobiony kunsztownym detalem,
kryształem skał widocznych z ustalonej, ziemskiej otchłani.
Połysk perłowych kul o północy.
Jak róży czarne serce niespełnione
moje skryte westchnienie.
***
Z mgły płatkiem purpury około księżyca
jak karmazyn płomień tonie w zapomnieniu.
Srebrna poświata zasypia w okowach kwiatu,
pęka malin pokrywa pod przeźroczem rosy,
zapach bladym różem rozbłyska,
jasny aksamit gwiazd opada powiewem nocy.
***
W zapomnianym miejscu odnalazłem złotą lutnię,
co siedmioma strunami w miłosnym rytmie smutnie
łabędzim szeptem nadała uroku piękna,
blaskiem światła mądrości
jak rozlana w pryzmacie refleksja,
słowem jak diamenty olśnienia.
Czarny romantyzm okrył płomień -
nocna melodia słowika zapomnienia.
Jasnej głębi pełne natchnienia oczy.
Dusza powiewem róży, odbicie przestworzy.
Skalista pustynia w bladym poświcie księżyca.
Liść laurowy z cienia srebrnej północy
opada na ziemię strącony tchnieniem gwiazd.